Thompson Colleen - Zderzenie, Kryminal, Sensacja, Thriller romanyczny(2)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Colleen Thompson
Zderzenie
Przełożyła Ewa Spirydowicz
Dla Connie, z miłością iwdzięcznością
 Rozdział 1
Zapytajcie kogo chcecie w służbie zdrowia – poczynając od sanitariuszy pogotowia,
poprzez lekarzy i dyrektorów – a wszyscy, nawet personel medyczny małego szpitala na
teksaskiej prowincji, przysięgną, że pełnia wywabia wariatów z ukrycia. Podobnie jak piątek
trzynastego. Wypadki, napaści, próby samobójcze – nieważne, co mówią statystycy i sceptycy
– najwięcej jest ich właśnie tego dnia. Co jakiś czas, piątek trzynastego i pełnia wypadają
równocześnie. A wtedy naprawdę wszystko się może zdarzyć.
Jak choćby powrót znienawidzonego syna marnotrawnego wywołujący szok, który
szybko zblednie w obliczu morderstwa, bezpowrotnie niweczącego poczucie bezpieczeństwa
mieszkańców.
– Kocham cię jak siostrę, ale proszę, nie mów mi, którymi pacjentami mogę się zająć, a
którymi nie – zawołała Beth Ann Decker od progu. Naciągnęła kurtkę na biały strój
pielęgniarki i sięgnęła po torbę lekarską. W ultrakonserwatywnym hrabstwie Hatcher pacjenci
oczekiwali, że pielęgniarka będzie wyglądała jak należy, nawet odwiedzając ich w domu.
Sheryl Riker zarumieniła się po korzonki jasnoblond włosów i podniosła głowę znad
stojącego pośrodku ciasnego gabinetu biurka zawalonego papierami. Beth Ann zauważyła, że
przestawiła do kąta komputer, który pewnie znowu się zawiesił, i tym sposobem zrobiła
miejsce na więcej dokumentów. W ciągu minionych lat dochody spadały jak samochód na
łysych oponach po oblodzonej stromej szosie. Jednak nawet w najlepszych czasach program
opieki domowej i hospicyjnej był nieudanym dzieckiem systemu.
Krzesło zaskrzypiało, gdy pulchna Sheryl wstała, chcąc dodać sobie powagi. Choć była
szefową programu, nigdy sobie nie radziła z tą rolą.
– Posłuchaj, przykro mi, ale uważam, że nie powinnaś zajmować się akurat tym
pacjentem. Zadzwonię po Vickie, odwołam jej urlop.
Beth Ann pokręciła głową.
– Nie możesz. Biedaczka od tylu miesięcy marzy o rejsie z okazji rocznicy ślubu! A
zresztą, kiedy ostatnio miała dwa tygodnie wolnego?
Sheryl zmarszczyła brwi, wskutek czego stała się bardzo podobna do matki. Odkąd
jesienią tego roku skończyła czterdzieści lat, zaczęła się bać, że skończy z twarzą pooraną
zmarszczkami i z tego powodu marszczyła się jeszcze bardziej.
– Gdybyśmy mieli kogoś innego...
Nie było sensu analizować tego od nowa. Emmaline Stutz przebywała na zwolnieniu w
związku z chorobą kręgosłupa, a wobec niemożności przyjęcia nowych pielęgniarek, nie
miały nikogo innego do dyspozycji – i obie o tym wiedziały.
Sheryl potrząsnęła głową. W jej orzechowych oczach malowała się troska.
– Nie możesz iść tam sama. W tamtym wypadku zginęła córka Hirama Jessupa. A jego
syn... sama wiesz, co się stało z Markiem.
– Do licha! Trzy lata spędziłam w szpitalach i sanatoriach. Myślisz, że zapomniałam? –
Dlaczego ludzie przypominają jej o tym na każdym kroku? Na widok smutnej miny
przyjaciółki, Beth Ann dodała: – Daj spokój, Sheryl. Minęło szesnaście lat. Pan Jessup i ja
pogodziliśmy się dawno temu.
Nigdy szczerze nie porozmawiali, ale przynajmniej Hiram nie wybiegał ostentacyjnie ze
sklepu, jeśli się tam spotkali, i uprzejmie kiwał jej głową w kościele, gdzie się widywali na
Boże Narodzenie i Wielkanoc.
– A proces?
Beth Ann wzruszyła ramionami.
– To sprawa między nim a moją mamą. Mnie to nie dotyczy.
Nie do końca prawda, bo matka poszła do sądu z powodu obrażeń Beth Ann – czy raczej
astronomicznych rachunków za operacje i rehabilitację.
– Może sama powinnam się nim zająć... przypomnieć sobie, jak wygląda praca w terenie.
– Sheryl dotknęła złotego krzyżyka wpiętego w klapę żakietu. Kiedyś wyznała Beth Ann, że
zgodziła się zostać szefową programu, co łączyło się z mnóstwem niewygód i długimi
godzinami pracy, tylko dlatego, że chciała nosić normalne ubrania. Uważała, że w stroju
pielęgniarki ma tyłek tak wielki jak tył szkolnego autobusu.
– Kiedy po raz ostatni osobiście zajmowałaś się pacjentem? – zainteresowała się Beth
Ann. Założyła ręce na piersi i przy okazji uderzyła łaskawe framugę drzwi. Laską, która ani
jej, ani nikomu w miasteczku nie pozwalała zapomnieć o tamtym wydarzeniu.
– Kiedy Emmaline poszła na zwolnienie, sama przyjęłam pana Jessupa. Sama załatwiłam
całą robotę papierkową...
– Robotę papierkową... – Beth Ann pokręciła głową. – Pozwól mi się nim zająć.
– Dlaczego sama sobie to robisz? Dlaczego to dla ciebie takie ważne? – Sheryl nie mogła
się nadziwić.
– Bo od szesnastu lat toczę daremną walkę, by przekonać wszystkich w hrabstwie
Hatcher, że nie jestem ofiarą losu. Mam tego dosyć, Sheryl, wkurza mnie, że moja matka ma
ciekawsze życie towarzyskie niż ja – a przecież jej nikt tu nie lubi. Jeśli nie udowodnię, że
jestem profesjonalistką, która patrzy w przyszłość, a nie w przeszłość, zabiorę się stąd i
zacznę nowe życie gdzie indziej. Gdzieś, gdzie nikt nie słyszał o drużynie Czerwonych
Sokołów i wypadku samochodowym sprzed lat.
Sheryl westchnęła i opadła z powrotem na krzesło, które zatrzeszczało na znak protestu.
– I myślisz, że opieka nad Hiramem Jessupem udowodni wszystkim, że wzięłaś się w
garść?
– Udowodni to mnie samej – odparła spokojnie, zawstydzona niedawnym wybuchem.
Zanosiło się na niego od miesięcy. Odkąd zamieszkała z matką w nowym domu, znanym jako
Wielki Fart na cześć zeszłorocznego uśmiechu losu, dużo myślała o swoim życiu. Miała
nadzieję, że nie jest za późno, żeby je jakoś ułożyć. – Może właśnie tego mi potrzeba.
Sheryl zerknęła na kalendarz z wersami z Biblii, stojący na biurku, zerwała wczorajszą
kartkę i ich oczom ukazała się wielka czarna liczba „13” między słowami: „piątek” i
„październik”. Sheryl spojrzała na, przyjaciółkę.
– Jesteś tego pewna?
Beth Ann skinęła głową. Co ją obchodzą głupie przesądy? Przez okrągły rok styka się ze
śmiercią i ostatnio doszła do wniosku, że jedynym prawdziwym nieszczęściem jest
nieumiejętność korzystania z życia.
Sheryl skinęła głową.
– Dobrze, jeśli sama tego chcesz, ale najpierw muszę ci coś powiedzieć. Moja siostra
domyśliła się, że Hirama Jessupa obejmie program hospicjum domowego. I zanim uraczysz
mnie wykładem o poufności danych, uprzedzam, że nie pisnęłam ani słowa. Widziała mój
samochód przed jego domem, a potem rozmawiała z Normą Nederhoffer, która przepisuje
dane dla lekarzy. Norma nie pisnęła słówka, ale ona ma takie smutne spojrzenie.
Beth Ann zrozumiała. W Eudenie, miasteczku liczącym zaledwie cztery tysiące
mieszkańców, smutne spojrzenie Normy Nederhoffer w połączeniu z faktem, że samochód
pracownicy hospicjum stał przed czyimś domem, nabierał wielkiego znaczenia. Zresztą
Aimee, młodsza siostra Sheryl, obecnie Aimee Gustavsen – była znaną plotkarą; odkąd Beth
Ann poznała ją w przedszkolu, rozsiewała plotki szybciej, niż wiatr na prerii roznosi pył.
– Wiesz, jaka ostatnio jest Aimee – ciągnęła Sheryl. – Rozczarowała się małżeństwem.
Trzydziestotrzyletnia Aimee, rówieśniczka Beth Ann, dawna miss szkoły, była już w
drugim związku. Podobnie jak siostra, wybrała tym razem policjanta, choć potężny
jasnowłosy Ted Gustavsen był młodszy i przystojniejszy do Pete’a Sheryl. Jednak nawet przy
nim nie mogła zapomnieć tych dni, gdy flirtowała ze wszystkimi chłopakami, których tak
bardzo nie lubili jej surowi rodzice, baptyści. Mark Jessup znajdował się wśród nich na
pierwszym miejscu.
– Zadzwoniła do niego, tak? Powiedziała mu, że jego ojciec jest chory?
Sheryl skinęła głową, nerwowo bawiąc się obrączką.
– Znasz Aimee. Kiedy uznała, że obowiązkiem Marka jest wrócić do domu, nic nie mogło
jej powstrzymać. Kilka dni temu w Internecie znalazła numer telefonu jego firmy w
Pittsburgu... – Skrzywiła się z dezaprobatą. – A potem, bezczelna smarkula, zadzwoniła do
niego i oznajmiła, że musi wracać do domu i zająć się ojcem. Beth Ann pokręciła głową.
– Mark Jessup nie wróci po tym, jak ojciec zostawił go własnemu losowi. Zresztą
tutejszym nie zaimponuje bogactwem. Zawsze będą w nim widzieli zabójcę trzech
cheerleaderek, po jednej na każdy rok, który spędził w więzieniu. – Zastanowiła się chwilę. –
A zaraz potem pomyślą o biednej Beth Ann. Trudno. Sama go zabiję, jeśli nie będzie miał
dość rozumu i naprawdę tu przyjedzie.
Mniej więcej godzinę później Beth Ann ze zdumieniem stwierdziła, że naprawdę ma
ochotę go zamordować.
Dawniej nie wahałaby się pociągnąć za spust, gdyby od tego zależało życie jej samej
czyjej mamy – choć niejeden mieszkaniec Eudeny dziwiłby się temu ostatniemu. Teraz, gdy
widziała śmierć tylu pacjentów, nie wyobrażała sobie zabójstwa z zimną krwią.
Przynajmniej dopóki nie zobaczyła wielkiego forda pikapa na podjeździe przed
otoczonym krzewami domkiem na ulicy Zaginionego Bizona. Zacisnęła dłonie na kierownicy
i oddychała głęboko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl
  • Linki